Kobieta w platynowych włosach i ozdobnym szlafroku pali papierosa w cygaretce.

Czy zdjęcia z sesji buduarowej są retuszowane? Wyjaśniam proces

To pytanie pojawia się bardzo często, zwykle przy pierwszej rozmowie o sesji. Zazwyczaj nie kieruje Tobą techniczna ciekawość, tylko pewien rodzaj niepokoju – o to, jak zostaniesz pokazana i, czy nadal będziesz mogła rozpoznać na fotografiach siebie. To zupełnie zrozumiałe i niesłychanie ważne zagadnienie w mojej pracy. Zdjęcia buduarowe to intymne, bezbronne czasem doświadczenie, a oddanie swojego wizerunku w czyjeś ręce wymaga zaufania. Czy retuszuję więc zdjęcia z moich sesji? Jeśli tak, co to dokładnie?

Fotografia, którą tworzę, nie opiera się na hiperrealizmie, nie jest dokumentalna.

Nie kręcą mnie zdjęcia analogowe, nie jest dla mnie szczytem fotograficznej prawdy unikanie programów do cyfrowego wywołania albo obróbki zdjęć. Retusz nie jest dla mnie jakimś tabu, brzydkim słowem. Traktuję go bardziej jako część kreatywnego procesu i kolejne narzędzie w arsenale artystki – tak jak modyfikatory światła, obiektywy, makijaż, scenografia.

Z drugiej strony nie interesuje mnie tworzenie absolutnie idealnych, wygładzonych wersji kobiet, bez wieku, bez faktury skóry, bez historii zapisanych w ich twarzach i ciałach. Zależy mi, żeby zdjęcie oddawało prawdę, ale w sposób czuły i spójny z historią, którą pragniemy naszą konkretną sesją opowiedzieć. Chcę, byś patrząc na efekt, mogła zobaczyć siebie w intencjonalnej, wymarzonej wersji, nie odbierając jej autentyczności. Przykładowo – jeśli marzysz o staniu się syreną srebrnego ekranu z lat 40. obróbką zdecydowanie dodam Twoim portretom kontrastu, rozświetlę cerę – światło, makijaż, pozy i stylizacje razem z retuszem dodadzą wiarygodności tej konkretnej podróży w czasie. Czy któraś z nas wygląda tak spektakularnie od razu po przebudzeniu? Oczywiście, że nie! Ale, jak mówiłam, jestem fotografką z pasją do storytellingu, nie pałam się dokumentem.

Podczas obróbki usuwam tylko to, co tymczasowe – drobne wypryski, siniaki, odgniecenia po ubraniu, odstająca gdzieś sukienka, pasmo włosów, które ułożyło się niefortunnie, szminka na zębach czy ślady po gumkach od bielizny.

To rzeczy, które nie są częścią Twojej tożsamości, są totalnie przypadkowe. Przesadnie nie odchudzam, nie wygładzam skóry tak, by straciła swoją fakturę, nie zmieniam kształtu ciała ani rysów twarzy. Ciało ma prawo wyglądać tak jak akurat ma kaprys wyglądać, a twarz – jak twarz kobiety, która żyje, śmieje się, czasem martwi, czasem ekscytuje – jednym słowem ma swoją historię.

Zawsze jestem otwarta na szczerą dyskusję o tym, co Cię martwi czy czego nie jesteś pewna – jeśli jest to spójne z moimi wartościami bez problemu usunę rzeczy, które przeszkadzają Ci w odbiorze zdjęcia.

Wiem, że każda z nas ma kompleksy sprzedane nam przez patriarchat i kulturę diety, ciągle wynajdują nam nowe „niedoskonałości”, za których zatuszowanie możemy zapłacić. Z zasady nie usuwam blizn czy pieprzyków, ale jeśli chciałabyś, by nie było ich na zdjęciu, bo np. przypominają Ci o nieprzyjemnych wydarzeniach – wyretuszuję je bez zbędnych pytań. Nie mam też problemu, by zmniejszać obróbką opuchnięcie które występuje u nas podczas okresu czy tuż przed nim.

Zwłaszcza teraz, kiedy sztuczna inteligencja tak gwałtownie i niepostrzeżenie zaingerowała w nasze cyfrowe i estetyczne życie, mam wrażenie, że coraz większą wartością staje się nasze niedoskonałe człowieczeństwo.

Każda z nas ma niesymetryczną do końca twarz, jedną pierś większą, na jednej stronie głowy mniej włosów, bo np. lubi spać na lewej stronie. Osobiście wyjątkowo mnie to rozczula. Im więcej zdjęć na Pintereście czy Instagramie to wyplute przez generatory zlepki pikseli ukradzione artystom… tym bardziej nieidealny staje się mój retusz. Taką zauważam w nim tendencję i pozwalam temu zjawisku płynąć.

Kobieta w blond fryzurze i makijażu w stylu art deco pali papierosa w cygaretce.

Odpowiadam też na pytanie o retusz trochę inaczej każdej klientce, która pyta. Bo stopień retuszu zależy też od estetycznej historii, którą chcemy razem opowiedzieć. Jak malarskie, mroczne czy eteryczne marzą jej się portrety. Każde zdjęcie opracowuję indywidualnie, dopasowując kolorystykę, światło i ton do charakteru ujęcia. Zmiękczam kontrasty, porządkuję światło i cienie, dbam o spójność barw, dzięki czemu fotografia staje się bardziej harmonijna. To właśnie styl, który nazywam malarskim. Nie dlatego, że uważam się za starego mistrzyni równej Artemisii Gentileschi, ale dlatego, że przypomina sposób, w jaki malarki pracują ze światłem na płótnie – powoli, warstwa po warstwie. Efekt nie polega na przesadnym wyidealizowaniu Twojego wizerunku, lecz na bardziej intencjonalnym i konkretniejszym wydobyciu tego, co już w nim jest. Po mojej autorskiej obróbce nadal wyglądasz jak Ty, tylko w czulszym, empatycznym świetle. Trochę jak sposób w jaki widzisz kogoś w ciepłym wspomnieniu, do którego lubisz wracać. Albo kiedy ktoś, kogo kochasz Ci się śni, więc przebudzeniu, mając ten sen nadal pod powiekami, uśmiechasz się do siebie.

Fotografia buduarowa nie powinna być kolejną cegiełką chorej presji, by wyglądać w określony sposób.

Więc tak, pomagam Ci pozować w określony, malarski sposób, jeśli sobie tego zażyczysz. Ale nigdy nie powiem Ci, że powinnaś na sesje przyjść ogolona (gdziekolwiek), że powinnaś wciągać brzuch czy wypiąć pupę. Naprawdę wystarczy, że przyjdziesz i dasz sobie pozwolenie, by po prostu być obecna w tym doświadczeniu.

Kobieta w platynowych włosach i makijażu w stylu lat 20. stoi w czarnym peniuarze.

Kiedy oglądasz gotowe zdjęcia z naszej sesji, widzisz siebie taką, jaką widzą Cię inni, kiedy patrzą na Ciebie z uważnością i sympatią.

Wiesz, że kiedy kogoś lubisz albo kochasz wydaje Ci się on autentycznie piękniejszy? Obróbka nie ma sprawić, że staniesz się kimś innym. Ma pomóc Ci dostrzec, że jesteś wystarczająca – już teraz, w tej wersji siebie, którą być może na co dzień traktujesz zbyt surowo.

Czy retuszuję zdjęcia? Tak. Nie retuszuję natomiast kobiet.

Chcę, byś zobaczyła się w pełnej krasie, w pełnej feerii barw i odcieni emocji, doświadczeń. Kiedy dobrze wykonam swoją robotę zobaczysz na swoim portrecie małą dziewczynkę, nastolatkę, dojrzałą kobietę, spełnioną życiem mądrą staruszkę. Pracuję z obrazem w taki sposób, by zachować jego (Twoją) prawdę i dodać naszej historii spójności. Jakkolwiek bym się nie starała prace, które tworzę są zawsze subiektywne. Przechodzą przez lata mojego doświadczenia jako kobiety, fotografki, siostry, córki, partnerki, przyjaciółki. Wiem, że po taki wizualny list miłosny przefiltrowany przez moją wrażliwość też przychodzicie. Retusz jest w nim wisienką na torcie.

Jeśli takie podejście do retuszu, lub do portretowania kobiet, rezonuje z Tobą i od dłuższego czasu myślisz o sesji ze mną teraz jest najlepszy czas, by się odważyć. Od stycznia ceny moich pakietów po dwóch latach w końcu poszybują w górę – zachęcam by sprawdzić terminy i umówić na sesję, bo znikają szybciutko.



Autorka wpisu: Emilia Lyon

Fotografka buduarowa, królowa intymności. Maluje światłem i scenografią, tworząc artystyczne, intymne fotografie, których celem jest celebracja kobiecości, i naturalnego piękna.