
Co jeśli się sobie nie spodobam? 5 obaw przed sesją i jak sobie z nimi poradzić
To pytanie pojawia się częściej, niż mogłoby się wydawać w wiadomościach jakie wymieniam z klientką przed sesją. To, jak się postrzegasz to coś znacznie ważniejszego niż same zdjęcia. Widzisz się co dzień w lustrze przy porannym myciu zębów, widzisz się w przebieralniach podczas mierzenia ubrań, na zdjęciach, które robią na spotkaniach znajomi. Ale jesteś w tych momentach nadal całkowitą kustoszką i kuratorką swojego wizerunku. Widzisz się pod konkretnymi kątami, w konkretnym świetle. „Co jeśli się sobie nie spodobam?” bywa w rzeczywistości pytaniem o to, czy potrafię spotkać się ze sobą taką, jaka jestem teraz. I co poczuję, jeśli zaufam komuś innemu i powierzę mu mój wizerunek. Jak poczuję się patrząc na siebie czyimiś oczami, kiedy oddam kontrolę nad kątami, minami, maskami?
Większość kobiet, które przychodzą do mojego studia, nosi w sobie jakiś rodzaj niepewności, a nawet niechęci wobec siebie i swojego wyglądu. Często jest to poczucie bycia niewystarczającą, zmęczenie wieloletnim porównywaniem się z wyidealizowanymi, uprzedmiotawiającymi obrazami kobiet, którymi karmi nas patriarchat. A gdyby tak podejść do doświadczenia sesji i oglądania siebie oczami artystki z ciekawością? Gdyby tak przy każdej negatywnej myśli zastanowić się z empatią – skąd pochodzi to przekonanie, czy jest naprawdę moje i kto korzysta na tym, jak bardzo chcemy się na siłę naprawiać? Poniżej zebrałam pięć obaw, które pojawiają się najczęściej, i kilka myśli, które mogą pomóc, jeśli któraś z nich jest także Twoja.

1. „Nie jestem fotogeniczna”
To zdanie słyszę niemal przy każdej rozmowie przed sesją. Wypowiadane półżartem, z uśmiechem, ale takim tonem, jakby już na starcie należało się usprawiedliwić. Ogólnie często przepraszacie za posiadanie ciała, co łamie moje serducho. Przepraszacie za wypryski, za włosy na ciele, za przebarwienia, fakturę skóry, siniaki. Z rzeczy kompletnie naturalne. Fotogeniczność nie jest wrodzonym darem nielicznych, tylko sposobem, w jaki ktoś potrafi Cię zobaczyć. Właśnie dlatego nie oczekuję od Ciebie, że będziesz wiedziała, jak się ustawić, gdzie spojrzeć czy co zrobić z rękami. To moja rola – prowadzić Cię spokojnie przez cały proces, aż zdjęcie, które powstanie, stanie się naturalnym przedłużeniem tego, kim jesteś.
2. „Nie lubię swojego ciała”
Nie trzeba lubić swojego ciała, żeby przyjść na sesję. To może zabrzmieć przewrotnie, ale akceptacja nie lekcja której uczymy się po przeczytaniu pięciu ciałopozytywnych czy feministycznych książek (choć bardzo pomagają!). Akceptacja, czy neutralność wobec swojego ciała często zaczyna się od zwykłej ciekawości. Od próby spojrzenia na siebie bez oceny i rozbierania na części pierwsze. Próby skupienia się na tym, co umożliwia Ci Twoje ciało, jak pięknie możesz dzięki niemu doświadczać świata. Sesja może być właśnie takim momentem, w którym zaczynasz rozgaszczać się w swoim ciele, zobaczyć je jako dom, w którym mieszkasz. Nie wmawiam każdemu na siłę, że na sesji musi czuć się piękna i magicznie pozbyć się wszystkich kompleksów. Piękno nie jest czynszem, który musimy płacić, by funkcjonować w społeczeństwie. Ciało wcale nie musi być piękne w żadnym konwencjonalnym sensie, nie musi być w aktualnie modnym kanonie. Wystarczy, że jest Twoje i że masz ochotę je uwiecznić.

3. „Nie wiem jak pozować”
To obawa, która potrafi spędzać sen z powiek dzień przed sesją. W rzeczywistości jednak „pozowanie” nie jest wcale arcyważne, pomyśl raczej o nim jak o języku, którego uczymy się wspólnie. To proces, w którym każda drobna zmiana – muśnięcie dłonią ust, spojrzenie przez ramię, sposób, w jaki przenosisz ciężar ciała z jednej nogi na drugą, staje się częścią Twojej herstorii. Nie musisz znać zasad, bo znam je ja – dobieram też pozy i gesty do każdej klientki i opowieści, którą pragnie opowiedzieć. Zaufaj mi – wyjdzie nam niesamowity i unikalny Tobie storytelling – wystarczy, że pozwolisz, że Cię poprowadzę. Jeśli tylko poczujesz, że masz ochotę być spontaniczna i np. potrząsnąć czupryną, pobawić się kwiatami czy innymi elementami scenografii, podrzucić poły szlafroka – wszystkie chwyty są dozwolone! Ale nie martw się na zapas – nie oczekuję od Ciebie Oskarowego performansu. Wystarczy, że przyjdziesz i postarasz się być tu i teraz.
4. „Nie wiem, czy jestem na to gotowa”
Gotowość rzadko pojawia się w sposób spektakularny i definitywny. Często przychodzi po cichu, w momentach, kiedy nie dzieje się nic szczególnego. Albo nawet dopiero w trakcie sesji. Gotowość mieszka w ruchu i podjęciu decyzji, rzadko zjawia się niespodziewanie, kiedy bezpiecznie leżysz sobie w łóżku. Sama często najbezpieczniej czuję się w niezdecydowaniu i bezruchu – ale staram się pamiętać, że nie dokonywanie żadnego wyboru również jest wyborem. Wiele moich klientek mówiło po sesji, że przyszły „na próbę”, a wyszły z poczuciem, że zrobiły coś dla tylko dla siebie po raz pierwszy od dawna. Nie istnieje ten magiczny właściwy moment – kiedy schudniesz, będziesz mniej zajęta, bogatsza etc. są tylko chwile, które nagle stają się wystarczające, by coś w nas mogło się wydarzyć. Takie wybranie siebie, stanięcie za sobą – owocuje potem często zwiększonym poczuciem autonomii i zaufania do siebie. I po sesji zaczynasz wybierać siebie coraz częściej.

5. „A co jeśli zdjęcia mi się nie spodobają?”
To pytanie zawsze prowadzi do głębszego: „a co, jeśli ja sama sobie się nie spodobam?”. Czasem pierwsza reakcja na zdjęcia to zdziwienie, czasem niepewność, bo trudno od razu zaakceptować siebie bez instagramowych filtrów, czy póz, do których jesteśmy przyzwyczajone kiedy robimy selfie. Ale z czasem, jeśli postarasz się podejść do tego doświadczenia z ciekawością i empatią, przychodzi coś miękkiego, ciepłego, spokojnego. Zrozumienie, że to naprawdę Ty – widziana oczami artystki – i tak wyglądasz w tym konkretnym momencie swojego życia. Bardzo zależy mi, byś czuła się widziana. Taka głęboko i autentycznie zobaczona, w swojej fizycznej i duchowej prawdzie. Każda z nas na to zasługuje i jest tego warta – niezależnie od tego, co od lat próbują nam wmówić kultura diety i patriarchat. Gwarantuję, że po setkach sesji, które wykonałam, nie będziesz TĄ PIERWSZĄ KLIENTKĄ, która napisze mi „żadne zdjęcie mi się nie podoba”. Bo zwykle podoba im się tyle, że wybór jest niesamowicie trudny!
Lęk przed tym, że się sobie nie spodobasz, nie oznacza, że coś jest z Tobą nie tak. Oznacza tylko, że naprawdę Ci zależy – żeby to spotkanie było prawdziwe, autentyczne i żeby wyciągnąc z niego tyle radości i piękna, ile to możliwe. Sesja nie ma być aktem próżności ani spektaklem odwagi, pokazem mody. Sesja kobieca w moim atelier to może być po prostu przestrzenią, w której uczysz się patrzeć na siebie z czułością.
Czasem nie chodzi o to, żeby się sobie koniecznie spodobać, tylko o to, żeby wreszcie się zobaczyć.
Zapraszam na sesje buduarowe w moim warszawskim studio – od stycznia ceny sesji poszybują w górę po dwóch latach nie zmieniania cen pakietów. Teraz jest najlepszy moment by doświadczyć sesji na własnej skórze i opowiedzieć zdjęciami swoją unikalną herstorię.