Kobieta z długimi kręconymi włosami odrzuca je fantazyjnie do tyłu klęcząc.

Kobiety o świecie bez mężczyzn

Co byś zrobiła, gdyby mężczyźni zniknęli na 48 godzin? To pytanie zadałam jakiś czas temu na moim Instagramie bez szczególnego planu. Zapytałam z ciekawości, co z nas wypłynie, jeśli przez chwilę otworzy się drzwi wyobraźni i pozwoli popatrzeć na świat bez jednej z jego dominujących sił. Wiem, że jest to dość radykalne. Ale przecież każda z nas nosi w sobie jakąś wersję tej fantazji. Głównie dlatego, że pewne rzeczy wydają się nam niemożliwe do zrealizowania, odkąd tylko pamiętamy. Dobrze czasem wsadzić kij w mrowisko i zakwestionować status quo.

Wasze odpowiedzi pojawiły się natychmiast. I nie było to wielkie wizje feministycznych reform, wprowadzenia urlopu miesiączkowego, 3 dniowego dnia pracy, zagrabienia dla siebie wszystkich przywilejów. Chociaż nie przeczę, że ja pewnie oddałabym nam prawa do decydowania o swoich ciałach w absolutnie każdym aspekcie i zmieniła na całym świecie wiek zgody na 18 lat (w Iraku jest to 9). Właściwie większość z Was mówiła o bardzo podstawowych sprawach.

Ktoś napisał, że poszedłby bez strachu na wieczorny spacer.
Ktoś inny chciałby po prostu usiąść na ławce w środku nocy i gapić się w okna bloków.
Kilka osób wspomniało o kąpieli nago w jeziorze, o biegu przez las bez ubrań, o leżeniu topless w parku.

Kobieta w białej kryzie i body stoi rozmarzona.

Bardzo poczułam w sobie tę potrzebę – nagość jako narzędzie połączenia z naturą i doświadczania przyrody – nieskażona seksualizowaniem ani wstydem. Sama uwielbiam kąpać się nago w dzikiej wodzie, ale jest to okupione często lękiem.

W tych odpowiedziach była zaskakująca spójność – jakby wszystkie wychodziły z tego samego miejsca, z ciała, które przez lata nauczyło się wciągać brzuch, trzymać klucze między palcami, planować drogę powrotną do domu czasem z większą jeszcze starannością niż cały wyjazd. I które po prostu chciałoby przez chwilę poczuć, jak to jest, kiedy nie trzeba się bać. I być w ciągłej hiper świadomości środowiska wokół. Co często i tak nie jest wystarczające, by uniknąć molestowania i różnego rodzaju przemocy – a zamiast sprawcy wini się naszą niewystarczającą czujność.

Wśród tych głosów było też sporo żartów – takiego rodzaju, który dobrze znają kobiety, bo od dziecka uczono nas rozbrajać rzeczywistość i rozładowywać napięcie humorem. Jedna z Was napisała, że umarłaby z głodu, bo gotuje jej facet. Inna, że miałaby porządek w domu przez całe 48 godzin. Jeszcze inna, że naprawiłaby świat w dobę, a przez drugą po prostu chodziła sobie nago.

Często rozmawiam o kobiecym doświadczaniu świata ze swoimi koleżankami i klientkami – żartujemy i rozładowujemy ciężar naszych herstorii sarkazmem. Wszystkie wiemy jak to jest być śledzone w drodze do domu, słuchać niewybrednych komentarzy na ulicy, czuć niechciany dotyk, nie wiedzieć jak na to skutecznie i bezpiecznie zareagować. Te wszystkie fizyczne i mentalne strategie zajmują niewyobrażalnie wielką przestrzeń w naszych życiach i głowach, jesteśmy też tak do tych myśli i strategii przyzwyczajone, że dzieją się one właściwie w tle innych codziennych zadań. Jednak mają na nas jasny negatywny wpływ. Mogłybyśmy użyć tej mocy przerobowej i przestrzeni na zdobywanie i ulepszanie świata, a nie zastanawianie się jak najbezpieczniej dostać się do domu.

Kobieta w białej kryzie siedzi na tle cyrkowej scenografii.

Pojawiło się też wiele odpowiedzi, dotyczących wielu ważnych przestrzeni, o które kobiety nadal muszą się upominać: bezpieczeństwa, spokoju, prawa do bycia singielką czy bezdzietności z wyboru, wolności od oceny. Tego, by móc się ubrać jak tylko się chce, mówić dokładnie to, co się myśli, podróżować bez analizowania, czy dany kierunek jest „bezpieczny dla kobiet”.

„Chodziłabym z przyjaciółkami po nocy nad jezioro bez strachu.”
„Położyłabym się nago w parku. I trochę bym zatęskniła.”
„Poszłabym sama na imprezę taneczną.”
„Zwiedziłabym miejsca, które teraz są dla mnie niedostępne.”
„Po prostu byłabym szczęśliwa. Nawet na te kilka dni.”

Nie wiem, co mnie uderzyło bardziej – to, że te pragnienia są tak proste i przyziemne, czy to, że są dla tylu z nas nadal abstrakcyjne.

Chciałam pofantazjować z wami przez chwilę o świecie, w którym kobiety przez dwie doby mogłyby w końcu przestać się spinać. Oddychać pełną piersią. Przestać analizować, czy dekolt jest za głęboki, spódnica za krótka a popołudniowy bieg w okolicach parku na pewno bezpieczny. Spokojnie – nie planuję własnej wersji radykalnego matriarchatu (chociaż uważam, że natura właśnie go dla nas planowała – po co dawałaby nam menopauzę?) ani bomby rodem z Seksmisji (swoją drogą słabo się zestarzał ten film).

Czy da się wyobrazić sobie świat, w którym nie musimy czekać, aż ktoś zniknie, by same móc się pojawić?

Może da się tą przestrzeń odzyskiwać kawałeczek po kawałku. Bo medycyna, polityka, świat nauki i nawet w większości kultury zaprojektowane były przez i dla mężczyzn. Nie mam rozwiązania ani nawet konkretnego kierunku. Swoich małych matriarchatów szukam w budowaniu siostrzeńskich społeczności i głośnym mówieniu o swoich doświadczeniach. Pracuję z kobietami i dla kobiet. Cieszę się, że to czytasz, nawet jeśli nie zgadzasz się z niektórymi moimi poglądami.

Niektórych rzeczy nie da się przykryć ani poczuciem humoru, ani tym słynnym „dystansem”. Na przykład przywileju swobody, którą wiele osób uważa za oczywistą, podczas gdy dla innych nadal pozostaje ona odległym marzeniem. Jeśli kobiety marzą o tym, by przez chwilę po prostu się nie bać… to znaczy, że coś tu jest bardzo nie tak.

Kobieta na tle cyrkowej scenografii kuca przy drewnianym koniku.

W zeszłym roku przeczytałam „Dzieci czasu” Adriana Czajkowskiego – powieść science fiction w którym społeczeństwo pająków stało się swego rodzaju satyrą patriarchatu. Przewrotnie – u Czajkowskiego to fizycznie większe pajęczyce stoją na czele i dominują każde pole rozwoju. Oczywiście, w takim odwróceniu ról nierówne stosunki społeczne nagle stają się rażąco niesprawiedliwe. Nie sądzę, by autor intencjonalnie napisał feministyczną utopię – jednak czytanie pozwoliło mi jeszcze lepiej zrozumieć powód, dla którego patriarchat jest tak trwały. Większym, silniejszym i dominującym pajęczycom było po prostu wygodnie. Przemocowość i odbieranie praw samcom tłumaczyły wieloletnią tradycją, kulturą, naturalną koleją rzeczy, podrzędną biologią uciskanej płci etc. Brzmi znajomo?

 

W sumie było to ciekawe ćwiczenie umysłowe i sama nie wiem, co robiłabym na co dzień jako pajęczyca. Pewnie nie popierałabym tak agresywnego matriarchatu, ale czy wychodziłabym na ulice protestując gorsze płace moich męskich pobratymców, czy zwracałabym stanowczo uwagę moim pajęczym koleżankom i potępiała ich przemocowe zachowania ryzykując pozycję w społeczeństwie i moje przyjaźnie? Chciałabym wierzyć, że tak. Jednak widzę, jak pociągające, łatwe i wygodne jest dla mężczyzn (nawet tych dobrych) nie reagowanie na naszą krzywdę w miejscach publicznych i nie zwracanie uwagi kolegom przy obrzydliwych komentarzach.

Ciekawa jestem, czy masz jakieś przemyślenia na tematy, które poruszyłam. Pamiętasz trend #femaleinmalefields gdzie kobiety odgrywały typowe męskie niefajne zachowania albo uprawiały odwrócony catcalling agresywnie komplementując przechodzących obok mężczyzn? Jak myślisz, dlaczego dopiero odwrócenie sytuacji do góry nogami i zamiana płci podkreśla niewłaściwość tych sytuacji?



Autorka wpisu: Emilia Lyon

Fotografka buduarowa, królowa intymności. Maluje światłem i scenografią, tworząc artystyczne, intymne fotografie, których celem jest celebracja kobiecości, i naturalnego piękna.