Kobieta leży na boku, jej ciało zakrywa zielone tło, bluszcz i owoce.

Bezwstydnie o pożądaniu. Jak nasze pragnienia stały się tabu?

Gdy dorastamy, uczy się nas, że pożądanie to coś, co trzeba ukrywać. Coś niebezpiecznego. Pożądanie to „grzech” numer pięć w klasycznym zestawieniu siedmiu. Przez wieki było przedstawiane jako coś brudnego, niegodnego, grzesznego — zwłaszcza, gdy odczuwała je kobieta.

Elise Loehnen w On Our Best Behavior pisze, że kobiety od wieków uczono, by były „dobre”. A bycie dobrą kobietą oznaczało: być skromną, cichą, zadowoloną z tego, co jest. Nie pragnąć za dużo, nie mówić zbyt głośno, nie potrzebować. A już na pewno nie pożądać.

Kobieta siedzi otoczona zielonym materiałem, bluszczem i owocami.

Czym jest pożądanie?

Pożądanie dla wielu z nas wiąże się z ciałem, seksem, nagością — ale nie tylko. To też głód bliskości. Głód zachwytu, bycia widzianą. Podziwu, który chłonie w całości, nie ocenia. Pełnej uwagi, która nie ma ukrytej agendy. Nie oczekuje nic w zamian. Daje sprawczość.

I tak często to wszystko zagłuszamy — pracą, obowiązkami, dbaniem o innych, maskowaniem, scrollowaniem, szybką dopaminą. Wyciszamy ciało. Zamrażamy je. Zastępujemy „pragnę” słowem „powinnam”.

Nie jest to często nasza wina — mentalny ciężar zarządzania domem i regulowania emocji wszystkich na około nie zostawia wiele czasu, przestrzeni i energii na zastanawianie się nad własnymi pragnieniami. Praca na pełen etat, do tego dużo więcej sprzątania, gotowania, ciągłego pamiętania, przypominania, planowania… nie sprawia, że jesteśmy w nastroju na seks.

Ale co, jeśli w pożądaniu nie ma nic złego? Co, jeśli to nie grzech — tylko kompas Pożądanie to intensywne, palące pragnienie, które, choć ma złą sławę bycia zwierzęcym i prymitywnym — może pokierować nas w stronę pełniejszego, bardziej autentycznego życia.

Pożądanie siebie — czy to możliwe?

Mam wrażenie, że moja fotografia buduarowa to wieczne spotykanie się z tym, co zostało kiedyś zakazane. Z pożądaniem, które nie jest dla kogoś. Które nie musi być wypowiedziane.

To pożądanie samej siebie. To dopiero tabu, prawda? A ja uważam, że czułość i przyjemność, którą dajemy same sobie to kompletny game changer. Jeśli same sobie możemy dać uwagę, dotyk i rozkosz, to będziemy czuć się dużo pewniej i bardziej sprawczo w każdej relacji. Poznając siebie lepiej i wiedząc, że sama o siebie możesz z powodzeniem zadbać, jesteś mniej uzależniona od walidacji i zainteresowania od innych.

Zdarza mi się widzieć, jak ktoś po raz pierwszy patrzy na swoje zdjęcia i przez chwilę naprawdę widzi siebie. Ciało, które jest kompletnym i ukończonym arcydziełem — bo nosi Twoją duszę. Ciało, które warto uwieczniać co jakiś czas — bo nieuchronnie się zmienia, rozwija, rozkwita. Rozumiem to poruszenie, na sesji u mnie jesteś Muzą i Artystką jednocześnie, każda emocja i kierunek są przyjmowane z empatią i zrozumieniem. Brzmi ciekawie? Dowiedz się więcej: buduarowe sesje.

Kobieta leży na boku patrząc w obiektyw, dotyka leżących przed nią owoców.

„Chcę poczuć się sexy” – po co nam pożądanie?

Kiedy pytam o motywację do kobiecej sesji, często słyszę:
„Chcę na nowo zaprzyjaźnić się ze swoim ciałem”
„Chcę poczuć się sexy”
„Chcę poczuć się jak bogini”

Ciało jest tak silnie połączone z Twoją historią, przekonaniami, zmaganiami, przyjaźniami i miłościami. Przychodząc do mojego fotograficznego atelier w Warszawie, szukacie połączenia z nim, odnalezienia przykurzonych pragnień i marzeń. To sens tego co robię. W innych wpisach na blogu piszę o innych grzechach zakorzenionych w nas głęboko i ograniczających naszą ekspresję — poczytaj o obżarstwie, pysze, chciwości, lenistwie i gniewie.



Autorka wpisu: Emilia Lyon

Fotografka buduarowa, królowa intymności. Maluje światłem i scenografią, tworząc artystyczne, intymne fotografie, których celem jest celebracja kobiecości, i naturalnego piękna.